Moje pojęcie o Skalnym Mieście było niewielkie. Owszem, nazwa co jakiś czas obijała się o uszy, a internet wyświetlał nieco zdjęć. Ale na pewno nie spodziewałam się tego, że oprócz rozmaitych form skalnych znajdę tam skałki wspinaczkowe i tyyyle wody. I to po czeskiej stronie.
Skalne miasto to dla mnie połączenie turkusu Plitvickich Jezior i form naszych Błędnych Skał ( z szerszymi przejściami, nie trzeba patrzeć na tuszę, jak u nas, gdzie byłam świadkiem, jak przepychano nieco bardziej przysadzistego pana, który utknął, ba, musieliśmy się do akcji dołączyć ;).
Wąwozy, strumyczki, wodospady, rejs łodzią w asyście Czecha o iście czeskim poczuciu humoru (dawno się tak nie śmiałam ;), do której trzeba się dostać pokonując mnóstwo schodów ;).
I kształty, które tylko natura mogła uformować, a wyobraźnia ludzka nazwać (Fotel Babci, Karkonosza, Małpa, d....a Słonia i wiele innych ;).
I kształty, które tylko natura mogła uformować, a wyobraźnia ludzka nazwać (Fotel Babci, Karkonosza, Małpa, d....a Słonia i wiele innych ;).
Niesamowity odcień wody zalanego kamieniołomu. Mała plaża z niemal białym piaskiem, na której można się powylegiwać. Turkus tafli, który przełamują jarzębinowe kajaki.
I zaczynający kwitnąć zwiastujący prawdziwą jesień wrzos.
I zaczynający kwitnąć zwiastujący prawdziwą jesień wrzos.
Idealne miejsce na jesienny wypad, aby przedłużyć lato ;). Miejsce, w które zaciągnął mnie mąż, i do którego, mam nadzieję, jeszcze wrócę...