Między polem agatów a Miastem Ceramiki.
Zjeżdżając przed Miastem Lwa w bok,
następuje zjazd do innego wymiaru doznań...
Pałac Brunów nas zauroczył: angielskim ogrodem, architekturą, dyskretną, sympatyczną obsługą, jakiej pozazdrościć mógłby nie jeden pięciogwiazdkowy hotel (których trochę widziałam ;) i otwartością.
Nie jest to zamknięta enklawa, gdzie wjazdu broni strażnik, a żeby wejść, należy się wylegitymować.
Tu otwarta na oścież brama zachęca, żeby chociaż zajrzeć jak do Tajemniczego Ogrodu, jeśli nie możemy zatrzymamy się na dłużej.
Tu otwarta na oścież brama zachęca, żeby chociaż zajrzeć jak do Tajemniczego Ogrodu, jeśli nie możemy zatrzymamy się na dłużej.
Ogrodnicy dopieszczają rośliny. Gorące słońce tańczy w kroplach fontanny. Wszechobecna zieleń koi zmysły, a pyszna, mocna, świeżo parzona w zabytkowym ekspresie kawa (w baaardzo atrakcyjnej cenie) stawia na nogi.
W dawnej powozowni trwają przygotowania do wesela, z jakich słynie ten obiekt. SPA usytuowane w pałacowych piwnicach chwilowo pozostaje puste na rzecz leżaków porozstawianych w mniej i bardziej kameralnych miejscach ogrodu. A my dajemy się uwieźć magii miejsca, ciszy, którą tu pomimo niedzielnego popołudnia zastaliśmy i historii, która wychyla się z każdego kamienia.
a kto ma ochotę na więcej wirtualnego spaceru, można zajrzeć bezpośrednio na stronę obiektu.
Jeśli moje wpisy pomogły Ci na chwilę przenieść się w miejsca, które odwiedzam, a wskazówki przydały Ci się w podróży, możesz postawić mi kubek apetycznej, choć wirtualnej, kawy :)