13:28:00
23:07:00
Tropami Duszka Bogusia po Szczecinie
Najlepiej wspominane są wypady niespodziewane, do których, poza zapasową parą bielizny, nie trzeba się specjalnie przygotowywać. Tak trafiliśmy do Szczecina. Miasta, w pewnym sensie, dla nas sentymentalnego. Prawie jak Poznań.
Witał nas słońcem, przepłaszał deszczem, ugościł ciastkiem z panoramą na 22-drugim piętrze, obok hotelu, gdzie spędziliśmy miesiąc w dawnych już czasach. Zaskoczył wspaniałą wystawą (Jan III Sobieski - marszałek, hetman, król - jeśli będziecie mieli okazję - polecam) na Zamku Książąt Pomorskich, na którego dziedzińcu dziewczyny z zachwytem wplątywały się w sieć. W informacji turystycznej zapytaliśmy o paszporty dla dzieci, jakie funkcjonują u nas, zachęcając do zwiedzania. Panie znalazły ostatnią w archiwum mapę, bo już po sezonie ;). Dziewczyny biegając po zakamarkach zamku, zdążyły zdobyć wystarczającą liczbę pieczątek do otrzymania nagrody. I z odznakami ruszyły dalej.
W zimowe dni będziemy wspominać smak truskawek na Wałach Chrobrego i włoską knajpkę, gdzie na stolik trzeba było nieco poczekać (co u nas się nie zdarza, ale było warto ;) oraz eksperymenty w Mieście Nauki, jakie powinny towarzyszyć lekcjom fizyki (bynajmniej nie po to, żeby dać uczniom złudną nadzieję, że puszczą szkołę z dymem ;).
19:31:00
Jesienna feria barw - Pałac Staniszów
Dzień mglisty, Karkonosze zasnute białym mlekiem. Pod Jelenią Górą mała, ale mająca swój rodowód w XIV wieku, miejscowość - Staniszów, a w nim aż dwa pałace. Ten, dawne dominium rodu von Reuss, zauroczył mnie pewnie nie mniej niż niegdyś Izabelę Czartoryską. A właściwie najbardziej park, mimo iż jego powierzchnia wraz z lasami nie zajmuje jak kiedyś niemal 200 hektarów. Ale to nic dziwnego, w końcu zaprojektował go nikt inny jak Peter Josef Lenné (ten sam, który odcisnął swój ślad w Wojanowie - o tu ). Wiszące skały, sztuczna grota, pustelnia, pokój myśliwski - tym oszołamiał niegdyś. A dziś - intensywność kolorów, soczysta jeszcze zieleń, intensywnie żółta ochra opadających liści i plama czerwieni przykuwająca wzrok jak obrazy impresjonistów. Nadal kwitnące begonie i fuksje. My już w rękawiczkach, a przed nami nadal czynna fontanna. Staw. Cisza. Spokój. Niesamowita uroda miejsca. Jedno z tych, które rzuca urok tak mocny, że aż nie chce się stąd wyjeżdżać. Jedno z tych miejsc, gdzie mogłabym zamieszkać, niekoniecznie w pałacu ;).
Jeśli moje wpisy pomogły Ci na chwilę przenieść się w miejsca, które odwiedzam, a wskazówki przydały Ci się w podróży, możesz postawić mi kubek apetycznej, choć wirtualnej, kawy :)
21:08:00
Nie z Placu Pigalle ;)
Nie trafiłam na pieczone kasztany, kiedy kilka miesięcy spędziliśmy w Annecy. Nie trafiłam na nie w Lourdes ani w Paryżu. Nie ta pora roku. Wiele lat myślałam, że są niemal niejadalne, po tym, jak przypominałam sobie smak obtoczonych w marcepanie wodnych kasztanów, którą obłędną ilością zostaliśmy nie obdarowani, a wręcz zasypani podczas jedynego Bożego Narodzenia, jakie spędziliśmy poza krajem. Choć namiętnie wyglądające, pastelowo kolorowe, nie przypadły mi do gustu i kolejne przynoszone w darze wkładałam do walizki, bo grzechem było wyrzucić, a tak rozdawaliśmy jako kulinarną ciekawostkę w czasach, gdy internet dopiero u nas raczkował i markety też nie organizowały dni kuchni różnych smaków.
Pieczonymi zachwycałam się podczas bożonarodzeniowych jarmarków, gdzie ich zapach przeplatał się z aromatem grzanego wina (koniecznie do powtórzenia w tym roku ;) i przez kolejne lata patrzyłam na owocujące kasztanowe drzewa w ogrodzie wujostwa. A kiedy doczytałam jeszcze nie tylko o ich odżywczych atutach ( m.in. potas, witamina B1, B2, C, E, lecytyna, żelazo, kwasy nienatłuszczone ), ale o ich niesamowitych leczniczych właściwościach, o których wspominała już św. Hildegarda z Bingen - (swoją drogą niesamowita osobowość średniowiecza ), postanowiłam je zrobić.
Właściwie ich przygotowanie w domowych warunkach nie jest bardzo skomplikowane, choć naturalnie takie "z ulicy" biją je na głowę. Przepisów pewnie jest wiele, poniżej podaję nasz sposób ;).
Przepis na pieczone kasztany:
Wybierając kasztany, celujemy w te jędrne, o błyszczącej skorupce. Nadgniłe należy wyrzucić. Następnie umyć i osuszyć, nadciąć na krzyż pękate skorupki, wrzucić do gorącej wody, podgotować 10-15 minut (powinny się lekko otworzyć), ostudzić i wsadzić na kolejne 10-15 minut do nagrzanego do 180C piekarnika. Smacznego.