Ostatni klient opuszcza lokal, a my siadamy przy barze. Szkło powycierane, wszystko na swoim miejscu. Butelki mrugają porozumiewawczo na zakończenie dnia. Cisza. Nawet francuska ekipa filmowa nie kręci się już po hotelu.
- Czego się napijesz? Możesz wybrać wszystko i nie patrz na cenę - Antoine, mój szef, uśmiecha się zachęcająco i wyciąga kieliszek adekwatny do trunku.
Niski, krępy mężczyzna z wielkim poczuciem humoru. To on nauczył mnie proporcji i nazw większości drinków. Zawsze miał wielkie serce i niezachwianą rękę, choć inni barmani których znałam nie wylewali za kołnierz. Dzięki niemu co wieczór kosztowałam innego smaku z piękną etykietą : Moët et Chandon, Poire Williams, Curacao Blue - brzmiały jak zaproszenie do dłuższej rozmowy. Przegadaliśmy tak wiele nocy.
Ten post przeleżał niemal dwa lata, więc nabrał nieco aromatu i rumieńców, choć do dobrego leżakującego wina nadal mu daleko ;).
Dziś o królewskiej formie czarnej porzeczki - Crème de cassis, likierze porzeczkowym, który jest podstawą mojego ulubionego apperitifu - kiru, a który kojarzy mi się najbardziej właśnie z moim portugalskim szefem (gdziekolwiek jesteś, Antoine, Twoje zdrowie ;).
Kir występuje w wersji prostej lub królewskiej. I jest naprawdę nieskomplikowany w przygotowaniu. Stosuje się proporcję 1/4 likieru i 3/4 białego wina (dawniej proporcja była nieco inna 1/3 likieru i 2/3 wina), dla wersji Royal (królewskiej) od 1/10 do 1/4 likieru, dopełnić resztą szampana lub białego wina musującego, zależnie od gustu.
O tym, że białe wino musi być dobrze schłodzone, nie muszę chyba nikogo przekonywać, zwłaszcza w gorące, letnie wieczory :)
O tym, że białe wino musi być dobrze schłodzone, nie muszę chyba nikogo przekonywać, zwłaszcza w gorące, letnie wieczory :)
Nazwa trunku wywodzi się od mera Dijon Felixa Kira, który w latach powojennych, aby lokalni producenci mogli się utrzymać, częstował gości właśnie kieliszkiem tego specjału :). Sprytny zabieg i wdzięczność mieszkańców na zawsze dała mu sławę ( i jak zwykle dowodzi, że marketing szeptany daje wymierne efekty ;).
Crème de cassis jest nazwą zarezerwowaną dla likierów pochodzących z Burgundii, jednak jeżeli do Dijon w najbliższym czasie Wam nie po drodze, możecie go przygotować sami. Widziałam mnóstwo przepisów na crème de cassis maison (domowy likier porzeczkowy), ale zawierzmy rodowitym mieszkańcom tego regionu i ich przepisowi, którzy w miejsce spirytusu albo wódki dają podwójną ilość dobrego czerwonego wina (czytaj najlepiej Burgunda :):)
Crème de cassis:
1,5 kg czarnych porzeczek
2 l dobrego czerwonego wina
800-1000 g cukru (pudru lub kryształu )
Owoce umyć, osuszyć, odszypułkować. Lekko rozgnieść widelcem, ale tak, aby nie rozgnieść pestek, zasypać połową cukru i zalać winem. Macerować przez 5-7 dni, następnie dodać resztę cukru, zagotować, przecedzić przez gazę, zamknąć do butelek i odłożyć w chłodne miejsce, żeby nie kusiło, najlepiej na rok ;).
Crème de cassis:
1,5 kg czarnych porzeczek
2 l dobrego czerwonego wina
800-1000 g cukru (pudru lub kryształu )
Owoce umyć, osuszyć, odszypułkować. Lekko rozgnieść widelcem, ale tak, aby nie rozgnieść pestek, zasypać połową cukru i zalać winem. Macerować przez 5-7 dni, następnie dodać resztę cukru, zagotować, przecedzić przez gazę, zamknąć do butelek i odłożyć w chłodne miejsce, żeby nie kusiło, najlepiej na rok ;).