Nowy rok (póki co ;) nie okazał się dla mnie łaskawy.
Już pomijając fakt, że udało mi się pomyłkowo wyprać mały podręczny komputer (nie pytajcie jak), jest odświeżony, ale niestety jakoś nie ma z niego innego pożytku...gwoli pocieszenia jest jeszcze na gwarancji, ale muszę sprawdzić czy gwarancja pranie obejmuje ;)
Jadąc przez niemal pół Polski po kota, a właściwie już z kotem, urwał się amortyzator (nie, nie kotu, w samochodzie, choć kot nie czarny, a jednak pecha przyniósł ;)...całe szczęście że nie ja byłam kierowcą, bo ja bym pewnie tak jechała, nieco gruchocząc po drodze aż do domu...
I od nie wiem kiedy zachorowałam na grypę, czego jedynym plusem jest to, że się wyspałam, bo jak poszłam spać w poniedziałek, obudziłam się w środę...
Poza tym dostałam wezwanie do Urzędu Skarbowego na drugi dzień po złożeniu pitu...