Postaw mi kawę na buycoffee.to

16:31:00

Powiew mistrala...o zapachu crèmu brûlée


  Wiatr niczym prowansalski mistral huczy w kuchennym kominie. Zapowiedź wiosny, zapach przednówka rozwiał się przy jego zimnym podmuchu. Nie mam kominka.
Ale gdybym miała taki, jak podczas naszego ostatniego pobytu we Francji, też by mnie nie ogrzał ;).
Drugie piętro starej kamienicy, kwieciste tapety, lamperie i chłód. Mimo kominka w każdym pokoju... Każdy kominek zamknięty kutą furtką na trzy spusty...
Prowansja po sezonie nie jest tak gorąca jak nasze wyobrażenia o niej :).
A Pirenejom Orientalnym zdarza się śnieg. Nieoczekiwanie... Jak wtedy, gdy nasz szef wyszedł zadzwonić do telefonicznej budki (pewnie pozamałżeńska randka - jak to typowy Francuz...) i już z niej nie wyszedł... nagły śnieg zasypał budkę na niemal 2/3 wysokości;). Całe szczęście, że wystarczyło funduszy na telefon do przyjaciela i nie utknął w niej na całą noc ;). Choć może miałby nauczkę....
A dziś do nadal leżącego śniegu nieco złocistej poświaty, której tak brakuje zimowym dniom, zapach przydymionego karmelu i śmietankowy smak pod chrupiącą skorupką... crème brûlée - dokładnie taki, jaki nam robił Louis i jego aromat wydostawał się na ulicę wabiąc kolejnych łakomczuchów, tak ładnie z francuska zwanych "gourmand"...




Przepis na crème brûlée:
6 żółtek
laska wanilii lub łyżeczka esencji waniliowej 
250 ml mleka
250 ml śmietanki 36%
ok. 60 cukru pudru
ok. 60 g cukru typu kryształ, najlepiej brązowego  


Mleko wraz ze śmietanką oraz wanilią (jeśli wrzucamy laskę w całości, trzeba ją naciąć, aby uwolnić nasionka ;), zagotować na małym ogniu cały czas mieszając, po doprowadzeniu do wrzenia odstawić na 10-15 minut.
W tym czasie w drugim naczyniu żółtka lekko ubić z cukrem (najlepiej ręcznie trzepaczką, nie ma być piany). Do żółtek należy powoli wlewać zagotowane mleko ze śmietanką, energicznie mieszając, aby nie było grudek. Powstałą emulsję przelać przez sito, aby konsystencja była jednolita (jeśli wrzuciliśmy laskę wanilii - pływające nasionka będą jak najbardziej mile widziane, nie wyławiamy ich ;).  
Uzyskany krem wlać do żaroodpornych miseczek, miseczki umieścić w kąpieli wodnej (przypis dla laików - wstawić do naczynia i wlać gorącą wodę do połowy wysokości miseczek), po czym wstawić do nagrzanego do 100C piekarnika na ok. 45 minut.
Po ostudzeniu włożyć na kilka godzin do lodówki.
Na krótko przed podaniem, wyjąć z chłodu, posypać warstwą grubego cukru i potraktować ogniem w celu karmelizacji ;).
Do skarmelizowania cukru nasz szef kuchni używał specjalnego żeliwnego pręta zakończonego okrągłym płaskim wieczkiem wielkości miseczek, który wkładał na trochę do ognia, w domowych warunkach można do tego użyć palnik, rozżarzony pręt lub opcji grill w piekarniku (przy tej ostatniej najlepiej wstawić miseczkę do kąpieli wodnej na 1-2 minuty i nie zamykać drzwiczek piekarnika). Cukier przy karmelizacji powinien syczeć, a skorupka być mocno brązowa i nieco przezroczysta. 
Mój na zdjęciu jeszcze tej chrupiącej warstwy nie ma ;).
Podawać koniecznie tuż po skarmelizowaniu cukru, gdy wierzchnia warstwa jeszcze się żarzy ;) lub wstawić na chwilę do lodówki, jeśli ma być wersją chłodzącą latem.

100 komentarzy:

  1. Na pewno smaczne....
    Ja jednak zwrocilam uwagę na zdjęcia z łyżwami.... mniam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miło mi, że się o, choć nie udało mi się złapać tak, jakbym chciała, cóż, sporo nauki przede mną ;)

      Usuń
  2. Dev'essere buonissima!!! Le foto comunque sono straordinarie, brava!
    Cinzia

    OdpowiedzUsuń
  3. mmm wygląda bardzo pysznie:) śliczne zdjęcia:*

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękne zdjęcia i ładne wspomnienia do nich dopisałaś...deser wygląda pysznie, nie wiem czemu jeszcze go nie próbowałam zrobić. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. spróbuj, choć nie gwarantuję, że wyjdzie za pierwszym razem, trzymam kciuki ;)

      Usuń
  5. Chciałam zrobić nie raz,no ale jak bez palnika.Okazuje się że palnik nie potrzebny:)
    Fajnie że jesteś:)

    OdpowiedzUsuń
  6. ...czytać Twoje posty plus oglądać fotografie to czysta przyjemność!
    Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pysznosci! Baardzo lubie, ale jakos jeszcze nigdy sama nie robilam. Jak zwykle piekne zdjecia :))
    Ale Wy jeszcze snieg macie?

    OdpowiedzUsuń
  8. Trzeba dużej fantazji, aby wybrać się do Prowansji zimą :) Podziwiam tę fantazję i z zazdrością zerkam na własno-robiony deser. Myślę, że już sam jego widok rozgrzał zmarznięte kości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zdjęcia nie z Prowansji, zimą mnie nie było ani tam, ani w Pirenejach ;)

      Usuń
    2. A już myślałam, że pofrunęłaś wykorzystać chwilowy brak turystów :) zmyliły mnie skojarzenia

      Usuń
  9. Chyba nigdy nie jadlam creme brulee :-)
    Zdjęcia cudne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to deser z kategorii pokochać albo znienawidzić ;), ja najbardziej lubię zapach, ale jak lubisz desery budyniowe, ten będzie w sam raz ;)

      Usuń
  10. Tak rozgrzewa, przypomina ...

    OdpowiedzUsuń
  11. wygląda przepysznie :) kiedyś z koleżanką na wakacjach kupiłyśmy po sztuce w sklepie i robiłyśmy skorupkę zapałkami :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. można, ale kupiony to nie to samo ;), chyba że od jakiegoś dobrego mistrza patelni ili cukiernika ;)

      Usuń
  12. kominek nieczynny to nie kominek...musi w nim wesolo "trzaskac" ogien, a szczegolnie w taka zime :) piekne smakowite fotki, jeszcze nie probowalam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. taaak, inaczej trzeszczą kości - z zimna ;)

      Usuń
  13. Mniam, uwielbiam! A w Twoim zimowym wydaniu i tak rozpala mą wyobraźnię. ;))
    Buziaki, Ewa

    OdpowiedzUsuń
  14. Nawet nie wiedzialam, ze lubie! Zapoznalam sie z tym smakiem na obczyznie i mowie, ze od zawsze lubilam /smiech/! Pychota i smacznosci same!!!
    Serdecznosci
    Judith

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a wiesz, że ja długo nie mogłam się zdecydować i nawet nie bardzo lubiłam, za to zapach, zapach jest obłędny ;)

      Usuń
  15. bardzo, bardzo lubię creme brulee, u nas sprzedawane są nawet w takich samych 'miseczkach', które sobie zostawiłam i coś mi się wydaje, że postaram się je napełnić ;)

    Ps. zastanawiałam się ostatnio co u Ciebie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to teraz możesz spróbować wersji samodzielnie przyrządzonej :)
      P.S. Dziękuję, sporo spraw, ale nie koniecznie do bloga, który nie jest pamiętnikiem ;)

      Usuń
  16. I znów się rozmarzyłam - oh jak miło być przez chwile w Twojej głowie.
    A tej słodkości jeszcze nigdy nie jadłam - wszystko co dobrze- przede mną!

    OdpowiedzUsuń
  17. Creme brulee jeszcze w swoim życiu nie jadłam, może w koncu się na nie skuszę.
    Modelkę do zdjęć masz cudną! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zważywszy, że właśnie wyszła z gabinetu po wyrwaniu zęba - tak, prezentuje się nadzwyczaj korzystnie ;)

      Usuń
  18. Bardzo lubię Creme brulee, piękne fotki :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Zdjęcia piękne, słoneczne. I śnieg ładny, ale niech go już nie będzie tej zimy :)
    Opowieść o szefie pierwsza klasa!

    OdpowiedzUsuń
  20. Co tam creme, opowieść o szefie uwięzionym w budce, dywagacje na temat jego (domniemanych) grzeszków, zaskórniaki wydłubane na 'telefon do przyjaciela', to dopiero są historie. I oczywiście nie o to chodzi, że w życiu, nie chciałoby mi się przypiekać żadnych skorupek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, Ewuniu, bo to tak, jak Ty to odebrałaś, to o historię chodziło, krem to tylko taka wzmianka dla dodania smaku ;)

      Usuń
  21. jakie piekne zdjecia! oj tez mi sie ogrzewanie, a raczej jego brak dalo we znaki w Prowansji zima. nie narzekam i tak bylo cieplej niz tutaj, bardziej na polnoc:) Krem brulee musze kiedys zrobic, ale to wtedy jak na diete przejde, bo mi sie wtedy slodkiego chce, jakkolwiek to dziwnie brzmi. pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w takim razie interesuje mnie Twoja Prowansja zimą ;) i nie daj się długo prosić ;)

      Usuń
  22. creme brulee- uwielbiam! Jadlam ostatnio przepyszny w hotelu, podczas firmowego spotkania, ale nie wiem, czy sama sie kiedys powaze na jego wykonanie...
    buziaki Jo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak masz gdzie jadać i jeszcze podadzą z klasą, to nie musisz się męczyć ;)

      Usuń
  23. A wiesz, że nie jadłam...
    Do dziś jeszcze kilka słoików "czekośliwkowych" powideł wg Twojego przepisu pasie nasze brzuchy :)
    Za każdą łyżka smaku jesteś w moich myślach. Kto wie, a jak się zakocham w nowym smaku - to znów będziesz z radością mojego podniebienia! Zabawne, bo przecież ja tu przyszłam za słowem, za fotografią, a dostałam "niebo w gębie" ;))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) to miło, że słodko o mnie myślisz ;), generalnie wolę ciasteczka ;)

      Usuń
  24. Mój ulubiony deser :) Zabawne zestawienie - lawenda i crème brûlée!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to celowe :), mam nadzieję, że Ada czasem jeszcze tu bywa, to ukłon w Jej stronę ;)

      Usuń
  25. hmm, wyglada mega apetycznie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. najbardziej apetyczny jest jeszcze z parującym karmelem ;)

      Usuń
  26. to mój ulubiony deser Kochana :) a córcia wygląda świetnie - pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a mój nie, zdecydowanie wolę dobre lody ;)

      Usuń
  27. Uwielbiam creme brulee, choć sama nigdy wcześniej nie robiłam. :)

    OdpowiedzUsuń
  28. O, u Ciebie też kulinarnie :-) Nigdy nie jadłam crème brûlée, wygląda i nazywa się pysznie :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a ja jadłam Twoje moule w wersji z białym winem ;)

      Usuń
  29. My tak się zachwycamy tym crème brûlée chyba z powodu francusko brzmiącej nazwy, bo to deser nadzwyczajnie prosty smakowo. Sama tez często robię w polskim domu dla gosci, bo to tak ładnie brzmi, ale wybieram wersję ready-to-make z Lidla, nie informując o tym gości. Jednakowo smakuje, ale twoja prezentacja jest znakomita! Nie umywa się do Lidla.
    Z powodu tych zimnych pokoi w południowej Francji odechciało mi się tam mieszkać, bo w zimie zimno, a w lecie za gorąco, wyobraź sobie łazienkę zimą, brrr. Tam najlepiej jest jesienią i wczesną wiosną. Teraz kwitną migdałowce, za chwilę przekwitną właściwie.
    Jak ja uwielbiam robić zdjęcia moim córeczkom! Twoje rewelacyjne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, to właściwie typowy budyń (tradycyjny, nie z paczki ;), ale Wy to już na łatwiznę poszliście, takiego gotowca ;):):)

      Usuń
  30. Nigdy jeszcze nie jadłam crème brûlée, ale chyba mnie skusisz ;)

    OdpowiedzUsuń
  31. W życiu nie próbowałem, ale już wiem co jutro będzie na podwieczorek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. masz więcej zapału niż większość z nas ;)

      Usuń
  32. Wygląda bardzo apetycznie...
    A zdjęcia jak zwykle, świetne.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. do świetności lat świetlnych im brakuje ;)

      Usuń
  33. No masz, juz drugi raz dzisiaj, a trzeci od wczoraj, idzie mi sie mierzyc z tym przysmakiem:)
    Dzisiaj wirtualie ale wczoraj...wczoraj mialam przyjemnosc zjedzenia calej miseczki tego cuda, mniammmmmmm:)))
    Pogodnej niedzieli!:*

    OdpowiedzUsuń
  34. Złociście, poświatowo, aromatycznie i ze smakiem - dziś u Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  35. jadlam kiedys raz we Francji:)) slodkie jak diabli ale pyszne...:) moze pokusze sie na zrobienie:) u Ciebie wyglada tak zachecajaco..:))

    OdpowiedzUsuń
  36. aż żałuję że cremu b. nie lubię ;)) kiedyś po sytym obiedzie w restauracji zamówiłam sobie ten pyszny deser no i potem kolejny (bo taki był pyszny) no i tak się strułam .. że nie wnikając w szczegóły, kremu nie lubię od tamtej pory ;)) Piękne zdjęcia! Twoja córeczka jest niesamowicie fotogeniczna :) jak modelka pozuje do zdjęć ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. łakomstwo nie popłaca, też mam takie kulinaria, na które z podobnych przyczyn już nie zerkam ;),a co do dziewczęcia, fotogeniczna jest, a zważywszy że zdjęcie tuż po wyrwaniu zęba, to nawet bardzo ;)

      Usuń
  37. Lubię, lubię i to bardzo. Do tego zapach lawendy, pewnie nieziemski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :), bardziej nieziemski chyba tego lekko przypalonego cukru, subtelnie przechodzącego w karmel ;)

      Usuń
  38. Pysznie napisane i zapewne wspaniale smakuje. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nieźle, a zważywszy dzisiejszą aurę - ciepło o nim myślę ;)

      Usuń
  39. Czwarte zdjęcie - dziewczynki z łyżwami - baaardzo mi się podoba. A taki krem... hm, nie dla mnie - chyba że popatrzeć ;). Pomysłowo umieściłaś naczynko w śniegu :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wbrew pozorom nie jest ciężkostrawny, a i nie taki zabójczy dla linii, jeśli to miałaś na myśli, a na śniegu, bo więcej tu światła niż u mnie w kuchni ;)

      Usuń
    2. Nie Jo, o linię nie dbam, nawet podobno by mi się trochę przydało, he he. Przypuszczam, że to jest dość słodkie a ja na słodkie mam tzw. długie zęby (nie lubię).

      Usuń
    3. to odstąp trochę tej niechęci do słodyczy- mnie by się przydała ;), w większości przepisów jest więcej cukru i wtedy może być faktycznie okropnie słodki, ja nie zapamiętałam go jako takiego, pewnie przez to, że podaje się dobrze schłodzony, a warstwa po karmelizacji, jeśli się dłużej trzyma, robi się lekko ... gorzkawa... Taki specyficzny posmak ;)

      Usuń
    4. No, czasami łykam coś słodkiego - muszę tylko mieć wenę na taki smak. W sumie jakby mi ktoś przyrządził i podał taki krem - na pewno bym spróbowała ;).

      Usuń
  40. Dziękuję za przepis. Na zdjęciu wygląda tak apetycznie,że tylko późna pora powstrzymuje mnie przed tym, aby właśnie zacząć go robić:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale późna pora jest w sam raz,bo trochę musi postać w lodówce ;)

      Usuń
  41. Piękny tytuł posta!
    I fantastyczny przepis.
    Ja chyba nigdy nie jadłam dobrego crèmu brûlée - mam wrażenie, że każdy był odgrzewany :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. możliwe, choć generalnie się ich nie odgrzewa, mają postać w lodówce, a potem karmelizacja

      Usuń
  42. Wspaniałe klimaty u Ciebie...
    Dzięki za miłe słowa i odwiedziny.
    U nas zakwitły już śnieżynki i inne małe kwiatki powystawiały główki... no i jak sama widziałaś przykrył wszystko gruby kożuch śniegu. Kiedy tu sobie piszę, dalej pada...
    Pozdrawiam ciepło
    Halina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u nas też pada, pewnie jak w końcu wszystko się stopi, znajdziemy zeszłoroczne rozkwitnięte bratki ;)

      Usuń
  43. świetne nastrojowe zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
  44. Mój ulubiony deser. Zwykl zamawiam w restauracji jesli jest w karcie. Nie wiem czy wytrzymałabym oczekiwania kilkugodzinnego :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) mieliśmy w karcie tyle deserów, że ten nigdy nie był moim numerem, ale Francja nas wtedy mocno rozpieściła, zwłaszcza jeśli chodzi o podniebienie, ale to urok bycia w restauracji od środka ;)

      Usuń
  45. Swego czasu polowałam na palnik, ale w końcu odpuściłam.
    Chciałabym kiedyś spróbować własnoręcznego przygotowania cremu :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Zwidokiemnaobelisk.pl , Blogger